Czyste serca [RECENZJA]

Sięgamy po twórczość lokalnych artystów, od łagodnych brzmień po te cięższe. Dzisiaj twórczość zespołu, w który „zamieszany” jest Jarek Łabieniec – były gitarzysta zespołów VADER i NYIA (i paru innych).

Projekt CLAYSENY, w którym pierwsze „skrzypce” gra Chomik obecnie stacjonuje w Olsztynie. Co ciekawe nie gra death metalu, którym Jarek się kiedyś parał. W zasadzie to nawet ciężko określić foremkę, w jaką kwintet z Warmii i Mazur zapakował swoje „ciasto”. Jest „ono” bez wątpienia metalowe, ale na przykład wokalista Grzesiek przemyca w tę plątaninę trochę TOOL’a, co mi osobiście nie przeszkadza, ale też specjalnie nie satysfakcjonuje. Powiedziałbym nawet, że dźwięki na „Pure Heart” mogą niekiedy… drażnić, o ile ktoś nie lubi w muzyce „łamańców”. A ja wolę chyba bardziej „tradycyjne” granie, czyli jazdę do przodu, czasem jakieś zwolnienie. Albo w ogóle klimatycznie: raz smętnie, raz ponuro. Tutaj schematów nie ma.

Na „Pure Heart” wokal chyba ma być taki, jaki jest. Słychać, że Grzechu się stara, robi co może, by było atrakcyjnie. Płynnie przechodzi od łagodnych fraz do ciężkiego ryku. I czuć, że ta muza jest dopełnieniem wokalnych uniesień, a czasem na odwrót – to wokal uzupełnia ścianę zbudowaną przez pozostałych muzyków. A może ja po prostu źle wszedłem w tę płytę? Chociaż póki co nie napisałem, że „Pure Heart” mi się nie podoba. Chociaż teraz mogę się już narazić: jakoś nigdy nie przepadałem za historią miasteczka Twin Peaks, a właśnie pierwszy numer – zatytułowany zresztą „Laura P.” – jest w tym klimacie: chorym, trochę takim „nie dla normalnego człowieka”.

Tymczasem dalej płyta zaczyna się rozpędzać (a może tylko zapętlać?). Tytułowy numer jest wciąż przesiąknięty tą „nienormalnością”, ale Laura jakby zniknęła. Trzeci na płycie „Note from diary” to znów plątanina dźwięków, ocierająca się o kakofonię, ale jednak od niej daleka. Najbardziej zakręcony jest chyba „Crossroads” z pojawiającym się w pewnym momencie saksofonem (gościnnie w tej roli wielki Alek Korecki!). Od razu przypomniało mi się szwedzkie PAN-THY-MONIUM i ich genialny „Khaoohs”. Ha! Czyli jednak są plusy?

Żart. Po prostu „Pure Heart” nie jest łatwą płytą. Na szczęście nad chaosem zapanował wielki jak dla mnie Michał Grabowski, który zadbał o produkcję płyty, a potem o mix i mastering. Gdybyśmy do tego dołożyli „dziwadła”, które Chomik już ma na koncie, pokazuje się obraz albumu prawie jazzowego, ale jednak z typową dla metalowej muzyki ekspresją. Nie da się powiedzieć: „dobre” czy „złe”. Bo obok „Pure Heart” nie da się przejść obojętnie.

Marek Szymański

Podobne artykuły

Najnowsze artykuły