Zbliżając się do skweru z fontanną i Ławeczką Kętrzyńskiego na Placu Piłsudskiego ma się wrażenie, że sobotnie przedpołudnie przeniosło to miejsce w przeszłość, akurat w przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych dziewiętnastego wieku, gdy w centrum miasta wybudowany został eklektyczny ratusz. Zdaje się, że za chwilę od strony mniej więcej w tym okresie wybudowanych kamienic z wyrytymi w kamieniu datami i symbolami kielni i rylca zajadą dorożki, faetony, bryczki, landa i wolanty.
Tłum na ławeczkach otaczających fontannę powoduje niepokój, co do godziny rozpoczęcia wydarzenia. Na szczęście w miarę zbliżania się i rozpoznawania szczegółów widać, że na razie Narodowe Czytanie jest w trakcie przygotowań, aczkolwiek końcowych i ostatecznych. Tłumem okazuje się starsza i młodsza młodzież, zapewne zaproszona ze szkół. Kolejne grupy po kilkanaście, może więcej osób, zajmują miejsca na rozstawionych dookoła składanych krzesłach. Wśród nich widać dorosłych. Nie ulega wątpliwości, że to nauczyciele, którzy przyprowadzili klasy. Można rozróżnić te ze szkół podstawowych i średnich. Mimo że obraz elegancji miejsca dominował raczej z daleka, to przez chwilę trwał także, gdy wzrok przyzwyczajał się do kolejnych fragmentów krajobrazu. Niektórzy mężczyźni, siedzący przy osobnych stoliczkach wokół fontanny, w garniturach. Przed nimi, oczywiście i przy paniach, wizytówki z imionami bohaterów „Balladyny”. Owo rozstawienie mebli przywodzi na myśl teatry przy stolikach, bądź spotkania literackie w czasach Habsburgów. Brakuje jedynie rozłożonej gdzie nie gdzie prasy kulturalno-społecznej, palonych cygar, filiżanek w kolorze écru.
Słuchamy krótkiego wykładu pani prodziekan Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie. Głównie mówi o Juliuszu Słowackim i przedstawia tło historyczne powstania dramatu. Tutaj łatwo się skoncentrować. Prelegentka jest doskonale widoczna. Czyta przez mikrofon, niestety z kartki. Trochę szkoda, bo omija nas urok akademickiego wykładu, w którym intonacją głosu, tembrem, mową ciała słuchacze daliby się uwieść i zasłuchać w opowieść o literaturze.
Czytany na początku spotkania list od Prezydenta nieco zagłuszany jest przez uliczny hałas. Tak będzie do końca piątkowego Narodowego Czytania. Wiemy jednak, że „Balladyna” jest lekturą klas siódmych lub ósmych szkoły podstawowej, więc z pewnością tekst, którego słuchamy nie jest dla zebranych klas nowością. Można także przypuszczać, że telefony komórkowe w rękach niektórych posłużyły do przypomnienia fabuły dramatu. Przygodni słuchacze siadają na bardziej oddalonych ławkach, inni przystają na chodniku. Zwykle nie trwa to długo. Dorośli, którzy chcą uczestniczyć w całym wydarzeniu zajęli miejsca na najbliższych przy fontannie ławeczkach. Trudno ocenić to, czego słuchamy. Dramat jest oczywiście skrócony. Role bohaterów odpowiednio rozłożone między przedstawicieli władzy wykonawczej gminy miejskiej i powiatu, radnych, reprezentantów organizacji kulturalnych i władz miejskich jednostek kultury. Bardzo miłą niespodzianką jest udział uczennic szkoły podstawowej. Gdy zostały przedstawione jako jedne z czytających, wyobraziłem sobie, że przyszłe formuły kętrzyńskiego Narodowego Czytania mogłyby się nieco zmienić właśnie w kierunku większego uczestnictwa młodzieży szkolnej. Na przykład ci nie najlepsi uczniowie mieliby okazję wyjść z cienia szkolnych klas i dzięki takiemu udziałowi zostać docenieni i ocenieni, także stopniem z języka polskiego. Wymiar pedagogiczny Narodowego Czytania? Dlaczego nie? Chyba ważny obok społecznego i towarzyskiego.
Odgłosy jadących prawie jednym ciągiem samochodów i gwar uliczny nie pozwalają się skupić. Tekst „Balladyny” jest skrócony i odpowiednio rozłożony na role. Niestety nigdzie nie leżą egzemplarze, które pozwoliłyby odgrodzić się od ulicznego rozgardiaszu. A dałoby to możliwość uzupełniania samemu przerywanej przez zgiełk fabuły.
Cytowany prezydencki list przypomina o podziałach społecznych. Nie sposób odegnać słyszane wcześniej wypowiedzi, gdy teraz przez głośniki płyną słowa o silniejszym zjednoczeniu, opowiadaniu się po stronie zgody i porozumienia. Nachodzą refleksje, które stawiają w nieco innym wymiarze rolę polskiej literatury i jej twórców, także tych współczesnych.
Narodowe Czytanie w Kętrzynie ma już swoją tradycję, ale widać, że ewoluuje. Każda kolejna edycja przynosi coś nowego, pewne drobne zmiany. Wobec tego, że wpisuje się od lat w kulturalny obraz miasta, może doczeka się większego społecznego udziału, spontanicznego, połączonego z wystawami lub muzyką, książkowym pchlim targiem, tworząc we wrześniowy weekend pierwsze tuż po wakacyjne miejskie wydarzenie kulturalne, w którym władze miasta i powiatu, radni, ośrodki kultury i organizacje społeczne nie będą jedynie głosami bohaterów kolejnych lektur szkolnych. Czy rozszerzeniem formuły i swojego rodzaju odpowiedzią na porozumienie nie mogłoby być uczestniczenie miasta także w rozpoczętej przed rokiem akcji tygodnika „Polityka” i Teatru Studio Międzynarodowe Czytanie? W numerze 36 czasopisma czytamy, że „Narodowe Czytanie wpuszcza nas w czasową pętlę powtarzania lektur ze szkolnego kanonu. Po drugie, te klasyki, choć cenne, nie potrafią odpowiedzieć na pytania, które stawia przed nami współczesność. (…) W tym roku lektury dobierało poszerzone grono jurorskie: pisarka Małgorzata Rejmer, reżyserka i dramaturżka Weronika Szczawińska, politolog i dziennikarz Michał Sutowski, filozof i publicysta Tomasz Stawiszyński, zastępca dyrektora Teatru Studio Tomasz Plata oraz nasi redakcyjni koledzy Justyna Sobolewska i Edwin Bendyk”. Ale wszystko to zależy głównie od tych, którzy w Kętrzynie proponują i wpływają na życie kulturalne, ich inicjatyw, dialogu ze społeczeństwem, nawiązywania relacji z ośrodkami kultury w Polsce, szczególnie o profilu non-profit.
Jerzy Lengauer